1910
Hieronimus też miał kłopoty ze wzniesieniem się w przestworza.
5 maja wzlot odwołano z powodu ulewnego deszczu. Kolejny termin wyznaczono na 8 maja, ale dzień wcześniej o barbarzyńskiej 5:30 rano Hironimus zaplanował lot próbny, wzbił się na 40 metrów w gorę i … runął w dół doszczętnie rozbijając swą maszynę. Nic to, naprawiono. Kolejny wzlot już 14 maja. Parę godzin wcześniej ulewa zamieniała tor wyścigowy w grzęzawisko, ale Hieronimus i tak postanowił spróbować. Długo nie mógł się odbić, za bardzo zbliżył się do Parku Jordana, a że nie miał odpowiedniej wysokości by minąć drzewa wylądował. Skręcić jak powiedział w wywiadzie nie mógł bo przy takim manewrze „aeroplan traci bardzo na chyżości”. 21 maja „z rozporządzenia policyi” czeski inżynier (choć nie jestem pewien czy czeskiej czy raczej niemieckiej narodowości) dokonał udanego wzlotu próbnego wznosząc się na 30-40 metrów w górę.
Aż przyszła niedziela 22 maja. Tłumy widzów czekały na Błoniach, ale nie działo się nic – za silny wiatr wiał. Czekano, czekano, czekano. Za kwadrans ósma wieczorem wiatr przycichł, na szopie wywieszono biała chorągiew, to znak dla publiczności – będzie wzlot. „Los” – krzyknął Otton Hieronimus do mechanika i poleciał. 40 metrów górę. Leciał i lądował wśród burzy oklasków krakowian. „Widok wspaniały! Człowiek-ptak szybuje przez przestwory.” – zanotował reporter Nowości.

(kliknij by powiększyć)
A jego pasiasty rywal nadporucznik Müller? O nim już ani słowa nie padło. Czy nie naprawił swej maszyny, czy z innego powodu oddał pola Hironimusowi nie wiadomo. Cracovia aeroplanem nie poleciała.