2016
Specjalnie dla Czytelników bloga wydawnictwo SQN zgodziło się udostępnić fragment książki, której premiera przypada jutro czyli 3 sierpnia 2016. Rzecz o derbach Krakowa z 27 czerwca 1920.
=======
Mimo to stadion zapełnił się do ostatniego miejsca, a przed bramą „Parku Cracovii” zostało kilka setek zawiedzionych kibiców. Na trybunach było jak w ulu. Kiedy oczom zgromadzonych ukazały się sylwetki zawodników obu drużyn, stadion niemalże eksplodował! Szaleńcze oklaski, mieszające się z gwizdami – to była muzyka, która 27 czerwca 1920 roku niosła się po ulicach Krakowa.
Dość nieoczekiwanie Wisła zaatakowała odważnie od pierwszych minut, jakby chcąc pokazać, że poprzednie zwycięstwo nie było dziełem przypadku. Kilka kombinacji było przeprowadzonych w „żywem tempie”, ale kibice pamiętali głównie z 1913 roku. Wtedy to, broniąc bramki biało- -czerwonych, był jednym z głównych architektów zdobytego wówczas mistrzostwa Galicji, a Pasy nie przegrały wtedy żadnego meczu! Tak więc Wisła napierała, ale bezskutecznie. Cracovia rozkręcała się powoli, dała się rywalom wyszumieć i niepostrzeżenie przejęła inicjatywę. Snujący się do tej pory po boisku Kogut przejął bezpańską piłkę w okolicach środka boiska i popędził na bramkę przeciwnika. Po drodze zaprezentował kilka efektownych „wózków”, po czym uderzył piłkę z taką rotacją, że ta, odbijając się jeszcze od słupka, wpadła do siatki obok zdezorientowanego bramkarza Wisły Szuberta – 0:1! Publiczność wpadła w amok. Gol był fetowany dobrych kilka minut, a Kogut szalał dalej. Znów zainicjował kontratak, wymienił w pełnym gazie szybką „klepkę” z Kałużą i huknął nie do obrony. Wisła była w tym momencie jak bokser po mocnym sierpowym – jeszcze nie doszła do siebie, a już spadł na nią kolejny cios. Pierwsze liczenie – 0:2, Wisła na linach. Gwizdek sędziego Burforda, oznajmiający przerwę, dla wiślaków był jak zbawienie. Cracovia mogła grać dalej, była zawiedziona, że pierwsze 45 minut minęło tak szybko, a zdążyła strzelić tylko dwa gole…
Po pauzie Wisła nieco się pozbierała i znów zaatakowała śmielej, czego efektem była zdobyta bramka kontaktowa. Jednak okoliczności, w których padł ten gol, każą wystawić amerykańskiemu arbitrowi najniższą notę z możliwych. Otóż po jednym z wybronionych strzałów Popiel zbierał się z murawy, ale wtedy… dosiadł go Stefan Śliwa! Wiślak usiadł okrakiem na golkiperze Pasów, jak na wygodnym taborecie. „Faul!”, ryknął cały stadion. Burford użył gwizdka, ale jego orzeczenie wprawiło wszystkich w osłupienie, łącznie z zawodnikami Wisły. Amerykanin uznał, że Popiel zbyt długo przetrzymywał piłkę, grając na czas, i… podyktował rzut wolny. Wisła zdobyła bramkę, co podziałało na biało-czerwonych jak płachta na byka. Kałuża ruszył wściekle do przodu, a jego koledzy tylko stali i patrzyli, jak „nawija” po drodze graczy Wisły i posyła „petardę” na bramkę – 1:3. Teraz cała uwaga defensywy Wisły skupiła się na Kałuży, a to stworzyło okazję do ataków skrzydłami. Skrzętnie wykorzystał to Dąbrowski, który przedarł się lewą stroną i zacentrował tak, że Poznański nie mógł nie trafić. 1:4 dla Cracovii, nokaut stał się faktem. Publiczność była zachwycona, zarówno grą, jak i wynikiem. Oczywiście ci, którzy trzymali kciuki za „czerwonych”, wychodzili ze stadionu ze zwieszonymi głowami – tak samo piłkarze Wisły opuszczali murawę. Cracovia pany!
=======
I takie coś znajdziecie w środku na 448 stronach tekstu (plus 8 ze zdjęciami). 110 lat żywej historii, nadto dwa wywiady: z córką Józefa Kałuży prostującą nieco przekłamań o swoim ojcu i Maćkiem Madeją.
(kliknij aby powiększyć)
I tradycyjny link do WikiPasów do strony o tym meczu –
[1].